"Dolina Baryczy Poleca" z wizytą w Czechach
W wyjeździe wzięło udział 10 osób reprezentujących producentów i usługodawców, którzy są promowani Znakiem „Dolina Baryczy Poleca”. Wyjazd na Morawski Kras odbył się w ramach realizowanego przez Fundację Doliny Baryczy projektu „Nacieszyć oczy, ciało i duszę - zintegrowana oferta przyjaznych dla środowiska produktów i usług turystycznych - Dolina Baryczy Poleca!", dofinansowanego ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego.
W wyjeździe udział wzięli Marzena Hofman – prezes spółdzielni socjalnej „Szklany Świat” (ozdoby szklane w kształcie ptaków i karpia), Daria Stache z Piekarni Smak w Cieszkowie (chleb kresowy), Ewelina Chudzińska z gospodarstwa hodowlanego w Gogołowicach (wyroby z mleka koziego), Ewa Stasiełowicz (gospodarstwo agroturystyczne „U źródeł Baryczy” z Przygodziczek), Joanna Monastyrska z Krośnic (Szkolne Schronisko Młodzieżowe i Ośrodek Edukacji Ekologicznej), Marek Grobelny reprezentujący turystykę konną w Dolinie Baryczy, Natalia Stankiewicz prowadząca w Miliczu Punkt Informacji Turystycznej, Krystyna Królik ze Stowarzyszenia Turystyki Wiejskiej w Parku Krajobrazowym „Dolina Baryczy” oraz Inga Demianiuk – Ozga prezes LGD „Partnerstwo dla Doliny Baryczy” (LGD jest również strategicznym partnerem Fundacji Doliny Baryczy w realizacji projektu „norweskiego”). Obie Panie są również członkiniami Kapituły Znaku Promocyjnego „Dolina Baryczy Poleca” oraz Marta Kamińska – koordynator systemu promocji oraz projektu, w ramach którego odbył się wyjazd.
Wyjazd do czeskiego partnera projektu zaplanowany został już w zeszłym roku, razem z innymi działaniami w ramach rocznego projektu, którego celem jest m.in. zwiększanie kompetencji i wiedzy lokalnych producentów i usługodawców z Doliny Baryczy, poprzez poznawanie, wymianę doświadczeń i czerpanie inspiracji od producentów działających w innych regionach. Region Morawskiego Krasu nie został wybrany przypadkowo – to od nich uczyła się Fundacja Doliny Baryczy, formułując trzy lata temu zasady funkcjonowania marki lokalnej „Dolina Baryczy Poleca”.
Grupa wyjechała z Milicza w czwartek rano a na miejsce zajechała po południu. Zostaliśmy tam przywitani przez przedstawicieli morawskiej Lokalnej Grupy Działania, która zaprezentowała swoje działania w ramach promocji miejscowych produktów, oznaczonych znakiem „wytworzono na Morawskim Krasie”, która zakończyła się degustacją najbardziej znanego morawskiego produktu – win – białych, różowych i czerwonych. Degustowano łącznie 14 różnych rodzajów, do każdego podając pasujące przystawki – głównie sery – pleśniowe, dojrzewające, twarogowe z ziołami, sery słodkie z miodem i orzechami czy owoce. Degustacji każdego kolejnego gatunku towarzyszył profesjonalny komentarz nt. rodzaju szczepu winogron, bukietu, barwy i przystawek, które należy to takiego wina spożywać. W degustacji win towarzyszyli nam przedstawiciele morawskiej Kapituły Znaku. Po zakończeniu degustacji czescy goście otrzymali od nas zestawy materiałów promocyjnych z Doliny Baryczy (udostępnionych przez LGD, Fundację Doliny Baryczy, STWwPKDB, użytkowników Znaku) oraz syrop malinowy od państwa Łaniaków i chleb kresowy z piekarni Smak (podobne zestawy dawaliśmy każdemu ze spotykanych w następnych dniach producentów). W tym miejscu dziękuję wszystkim za przygotowanie swoich materiałów i produktów, zwłaszcza piekarni Smak za przekazanie 20 bochenków chleba!
Następnego dnia po śniadaniu wyruszyliśmy na wizyty u lokalnych producentów. Pierwszym z nich był zakład od 150 lat wytwarzający ozdoby kwiatowe – od pojedynczych kwiatów, przez bukiety, dodatki do strojów (np. kapeluszy czy broszek) po stroje teatralne i dekoracje sceniczne ( www.moraviaflor.cz ) firma, kiedyś państwowa, dziś znajduje się w rękach prywatnych, zatrudnia 5 osób, które własnoręcznie farbują materiał na ozdoby, wycinają i tworzą ciekawe kompozycje. Realizują zamówienia z kraju i zagranicy, np. Finlandii.
Następnym miejscem była mała, rodzinna manufaktura tkacka (www.modrotisk-danzinger.cz ). Okazało się, że jest to ostatni tego typu zakład w całych Czechach, który od kilku pokoleń wytwarza w tradycyjny sposób materiały ozdobne z morawskimi motywami ludowymi. Kiedyś materiał był tkany z lnu, w zakładzie znajduje się nawet zabytkowe krosno, jednak dziś wykorzystuje się biały materiał z bawełny, na którym specjalnymi formami (mającymi często więcej niż 100 lat) odciska się wzór, po uprzednim zanurzeniu w wosku lub gumie arabskiej. Po zaschnięciu wosku materiał farbowany jest w naturalnym granatowym barwniku, który sprowadza się aż z Indii. Po kilku dniach, kiedy materiał wyschnie, wosk lub guma arabska użyta do odciśnięcia motywów ludowych, odkrusza się i tak powstaje gotowy materiał – w całości ciemno niebieski, granatowy a wzór odciśnięty od formy ma kolor pierwotny materiału – indygo. Co ciekawe, wszelkie sprzęty, narzędzia, wzorniki, formy pamiętają czasy sprzed 100-150 lat i nadal są w dobrej formie. Zdaniem wytwórców służyły będą jeszcze kilku pokoleniom, o ile znajdą się następcy tego trudnego, ale wdzięcznego rzemiosła. Obok warsztatu pracy, który jest równocześnie żywym muzeum, po którym oprowadza właściciel, znajduje się mały sklepik z wyrobami. Można w nim kupić klasyczny materiał z bali na metry, serwety, serwetki czy obrusy, ale również poduszki na szpilki, torby na ramie, ścienne kalendarze, zazdroski, ozdoby.
Kolejnym miejscem na szlaku produktów lokalnych Morawskiego Krasu była pracownia ceramiczna (www.kunstatskakeramika.cz ) wytwarzająca tradycyjne naczynia użytkowe jak i formy ozdobne z kamionki. Tu ponownie, poza zwiedzeniem sklepu, zaproszeni zostaliśmy do znajdującego się obok warsztatu, gdzie mieliśmy okazje podglądnąć jak się toczy garnki czy wazony. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że jak się ma okazje zobaczyć w jaki sposób produkt powstaje, zadać pytanie osobie, która go robi, spróbować samemu, to wówczas bardziej skłonni jesteśmy produkt zakupić, ponieważ możliwość uczestnictwa w dziele tworzenia wyzwala emocje, za które coraz więcej ludzi jest w stanie zapłacić. Po opuszczeniu sklepu ceramicznego udaliśmy się jeszcze do galerii, w której mogliśmy zobaczyć wzory wszystkich wyprodukowanych w zakładzie form.
Kolejnym odwiedzanym przez nas miejscem było gospodarstwo rolne, zajmujące się hodowlą kóz i produkcją serów (www.sedlakkozy.cz). Po gospodarstwie oprowadzał nas sam właściciel, znany w regionie serowar, pan Sedlak, który o kozach i produkcji sera wie wszystko, gdyż zajmuje się tym już prawie 30 lat. Obecnie w jego gospodarstwie znajduje się blisko 180 kóz, z czego 140 to samice, wytwarzające mleko a 40 to samce (cepy) i młode koźlątka, przeznaczone na sprzedaż. Z mleka kóz powstają sery dojrzewające białe z ziołami lub bez, sery twarogowe naturalne lub smakowe oraz słodki jogurt. Wizyta w gospodarstwie dla wszystkich była bardzo ciekawa, ale bez wątpienia najbardziej zainteresowana była Ewelina Chudzińska, której rodzina od kilku lat zajmuje się produkcją serów. Po degustacji Ewelina podarowała panu Sedlakowi własne sery – twaróg, ser dojrzewający gogołowicki z ziołami, wędzony oraz kefir.
Na zakończenie dnia odwiedziliśmy fermę strusi (http://hn.ihned.cz/c1-42788660-pstrosi-z-moravskeho-krasu ). Jej właściciel osobiście oprowadził nas po swoim gospodarstwie – hali z dorosłymi strusiami i emu, wybieg dla młodzieży oraz cieplarnię z młodymi, dopiero co wyklutymi pisklętami. Każdy z nas mógł doświadczyć dodatkowych wrażeń – potrzymać na rękach młodego pisklaka ale również wziąć do ręki dopiero co złożone jajko (jeszcze cieple!) i osobiście przekonać się o jego wadze (blisko 2 kg). Zwiedziliśmy też sklepik z wyrobami ze strusiny, które powstają z mięsa ptaków z fermy. Na fermie zostaliśmy zaproszeni na kolację. Wielu z nas, jeśli nie wszyscy, strusinę jadło pierwszy raz w życiu i każdy miał mieszane uczucia...związane zapewne z tym, że chwilę wcześniej podziwialiśmy żywe, okazałe, radosne zwierzęta.
Następny, już ostatni dzień pobytu na Morawach, rozpoczęliśmy od doznań krajoznawczych – grzechem bowiem jest być na Morawskim Krasie a nie zwiedzić choć jednej z licznych jaskiń, charakterystycznych dla tego obszaru. Odwiedziliśmy „Jaskinię Balcarka”, która swoją nazwę zawdzięcza legendarnej postaci miejscowego rozbójnika. Jaskinia została odkryta na początku XX wieku. Jest to zachwycający labirynt korytarzy, katedr i przepaści z bogatą i różnokształtną naciekową ozdobą. Po 45 minutowym spacerze po ukrytej 14 metrów pod ziemią jaskini, pojechaliśmy jeszcze do innej, bardziej znanej – Macochy. Choć na zwiedzanie samej jaskini nie było czasu, „rzuciliśmy” jedynie okiem z jej szczytu w 138 metrów głęboką przepaść... Jest to największa przepaść tego rodzaju w Czechach i środkowej Europie. Górna jej część ma 174 metry długości oraz 76 metrów szerokości. Na skraju przepaści są dwa widokowe mostki. Pierwszy z nich został wybudowany w roku 1882 - jest umieszczony w najwyższym punkcie. Stojąc tam i patrząc w dół niejednemu z nas kręciło się w głowie. Drugi z nich - dolny mostek, pochodzi z 1899 roku, znajduje się 92 metry nad dolną częścią przepaści i dobrze z niego widać dno Macochy.
Na zakończenie wyjazdu udaliśmy się do lokalnego browaru Czarna Góra (www.pivovarcernahora.cz), których tak dużo w Czechach, wszak Czesi to naród o dużej kulturze picia piwa. Browar „Czarna Góra” (Cerna Hora, od nazwy miejscowości w jakiej się znajduje), powstał w XIII wieku i od tego czasu powstaje w nim piwo. Na dzień dzisiejszy browar wytwarza 14 różnych gatunków piw, których produkcja trwa od 40 do 80 dni, np. piwno jasne, ciemne, pszeniczne, pater, korzenne, miodowe czy jagodowe. Poza produkcją piwa browar posiada pensjonat i restaurację oraz własny sklep, w którym można kupić piwo 24 godziny na dobę. W trakcie budowy jest muzeum piwowarstwa, które będzie się znajdowało w zabytkowych podziemiach browaru, podobnie jak piwne spa. Na ich przygotowanie browar pozyskał środki z programu Leader (wyposażenie muzeum) oraz z czeskiego RPO (Regionalny Program Operacyjny; na urządzenie spa). Po browarze oprowadziła nas przewodniczka, która, jak się później okazało, jest kelnerką w browarowej restauracji. Zwiedziliśmy wszelkie pomieszczenia browarniane i mogliśmy naocznie zobaczyć na czym polega produkcja piwa. Ciekawe jest że piwo „Cerna Hora” można dostać w każdym sklepie w regionie, w każdym zajeździe, nawet w najmniejszym barze. To się nazywa lokalny patriotyzm. Po zwiedzaniu browaru zostaliśmy zaproszeni do restauracji na posiłek. Poczęstowano nas, a jakże, golonką z chrzanem i musztardą i oczywiście piwem. Po zakończonym posiłku mieliśmy jeszcze małą degustację – 14 butelek piwa, każda to inny rodzaj piwa. Dzięki temu doskonale wiedzieliśmy jakie trunki zakupić w przybrowarnym sklepie.
W drodze powrotnej, podsumowując wyjazd i wyrażając swoje opinie, wszyscy uczestnicy byli zdania, że wyjazd był udany, ze warto czasem wyjechać ze swoich stron, by podpatrzeć jak inni działają na rzecz swoich produktów i jak się wspólnie promują. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że choć sam system promocji z Doliny Baryczy nie jest jeszcze systemem doskonałym, to jednak jego wielką zaletą jest to, że dużą wagę przykłada do integracji środowiska użytkowników Znaku, co powoduje, że zacieśniają się więzi międzyludzkie, użytkownicy są bardziej skłonni współpracować ze sobą i polecać się nawzajem, ponieważ się znają, znają i cenią swoją ofertę ale i mają większą wiedzę na temat tego co się dzieje w regionie i śmiało mogą to polecić innym. Tego nie zauważyliśmy na Morawskim Krasie. Tam w zasadzie każdy działa na własną rękę, promując wyłącznie siebie, używając jedynie coraz bardziej rozpoznawalnego logo. Na Morawskim Krasie użytkownicy Znaku nie spotykają się ze sobą, nie biorą udziału w seminariach czy szkoleniach, dzięki którym podnoszą swoje kwalifikacje. Współpraca, tak ważna dla budoawania spójnej oferty regionu, ma miejsce wyłącznie na linii producent – LGD „Morawski Kras”. Jednakże na Morawskim Krasie materiały promocyjne wydają się być lepsze, jest ich więcej i trafiają do większej ilości ludzi. Od czego to zależy? Być może od tego, że użytkownicy płacą znacznie wyższą opłatę licencyjną...
W każdym razie, grupa była bardzo zadowolona z wyjazdu, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że na przyszłość trzeba zaplanować więcej wyjazdów, w celach poznawczych i edukacyjnych, wyjechać choćby po to, by przekonać się do tego co mamy u siebie, ale również w celach integracyjnych, by się lepiej poznać i nabrać do siebie przekonania.
Marta Kamińska